Forum "Sztolnie" Strona Główna  
 FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 [Kotlina Jeleniogórska] Dolina pałaców Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Slaworow
Administrator



Dołączył: 06 Wrz 2008
Posty: 3208 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław - Oder Vorstadt

PostWysłany: Pią 18:05, 26 Mar 2010 Powrót do góry

Image

W dolinie romantycznych pałaców

Filip Frydrykiewicz 12-02-2009, ostatnia aktualizacja 12-02-2009 18:50

Zamiast Loary – Bóbr. Zamiast doliny – Kotlina Jeleniogórska. Zamiast francuskich chateaux – zamki, pałace i dwory pruskiej arystokracji. Zamiast przystrzyżonych ogrodów – rozległe parki romantyczne. Zanim zachłyśniemy się więc słynną Doliną Loary, odwiedźmy piękną i wyjątkową Dolinę Pałaców i Ogrodów u stóp Karkonoszy.

o miejsce wyjątkowe w Europie. Na stu kilometrach kwadratowych – ograniczonych z zachodu Górami Izerskimi, od północy Kaczawskimi, od wschodu Rudawami Janowickimi, a od południa pasmem Karkonoszy – znajdziemy tu ponad trzydzieści dawnych rezydencji. Budowali je najpierw lokalni możnowładcy i rycerze, a potem zamożni mieszczanie, fabrykanci i pruska arystokracja. Znaleźli się wśród nich przedstawiciele Hohenzollernów, rodu panującego w Prusach.

Rezydencje reprezentują niemal wszystkie style architektury. Są tu surowe warownie średniowieczne, renesansowe zamki z fosami, pałace barokowe i klasycystyczne, a także XIX-wieczne historyzujące dwory i pałace. Jedne lśnią nowymi elewacjami, inne straszą odpadającymi tynkami, zawalonymi dachami. Jedne przekształcono w eleganckie hotele, inne służą jako domy mieszkalne, jeszcze inne mają status publicznych zabytków i można je zwiedzać. Już z tego widać, że wizyta w Dolinie Pałaców dostarczy wielu wrażeń.

PRL zniszczył, co setki lat budowano

Kotlina Jeleniogórska to teren pogranicza. Nic więc dziwnego, że ziemie te przechodziły kilka razy z rąk do rąk. Raz panowali tu Piastowie świdnicko-jaworscy, innym razem czescy i austriaccy Habsburgowie, a w 1740 r. przyłączyli cały Śląsk do swego państwa królowie Pruscy.

Podczas drugiej wojny światowej, aż do 1945 r. panował w kotlinie spokój. Pałace i dwory wyszły więc z wojennej zawieruchy bez zniszczeń. Dopiero wkroczenie Rosjan, a później polskich komunistów, oznaczało dla tych obiektów wyrok skazujący. Najpierw je splądrowano, później zamieniono na siedziby PGR, szkoły lub mieszkania dla robotników rolnych. Przylegające do nich parki najczęściej przeszły w zarząd Lasów Państwowych.

Powojenne władze nie dbały o dziedzictwo obce im ideologicznie i narodowo. Bywało, że budynki eksploatowano do ich śmierci technicznej. Gdy dłużej się nie dało, dana instytucja wyprowadzała się z obiektu, zostawiając go na pastwę szabrowników i bezlitosnego czasu.

Jest pałac, będzie i świniarnia

Na dworze mróz, śnieg skrzypi pod nogami. W łomnickim Małym Pałacu Elisabeth von Küster siada w fotelu przed kominkiem, w którym buzuje ogień. Gdy jej mąż, Ulrich, przychodzi z wiadomością, że w nocy pękła rura, dzwoni do pana Andrzeja, złotej rączki, i prosi o naprawienie awarii. Cóż to za problem w porównaniu z tym, co zobaczyła 18 lat temu, gdy pierwszy raz przyjechała do Łomnicy. Pałac nie miał wtedy ani jednego całego okna, dach był zawalony, stropy zarwane, wnętrza ograbione.

A jednak zdecydowali się z Ulrichem kupić go od gminy – w pałacu Łomnica do 1945 roku mieszkała przecież rodzina Ulricha – von Küsterowie. Elisabeth jest teraz panią na zamku, a Ulrich pracuje jako sędzia w niedalekim Görlitz. Udało im się uratować pałac, później sąsiedni Mały Pałac zwany Domem Wdowy, a teraz remontują zabudowania folwarczne, w których chcieliby odtworzyć wszystkie funkcje dawnego dominium (przed wojną 370 ha): stajnię, oborę, stodołę, świniarnię, kuźnię, ogród warzywny, sad owocowy.

Początki majątku Łomnica sięgają XIII wieku. Najdłużej, bo od 1400 do 1597 r. wieś należała do baronów von Zedlitz, obok von Schaffgotschów rodu najznaczniejszego w okolicy. Jednak obecny pałac barokowy ufundował w 1720 r. późniejszy jego właściciel, podpułkownik wojsk cesarsko-austriackich Matthiast de Thomagnini. Sto lat później Łomnicę kupił poseł pruski przy dworze sycylijskim Carl Gustav Ernst von Küster. I przyjechał do Łomnicy (Lomnitz) prosto z Neapolu.

W rodzinnej atmosferze

Wysoki na trzy kondygnacje pałac charakteryzuje się dwoma kwadratowymi ryzalitami wysuniętymi przed portal wejściowy. Te wyodrębnione części przykrywają pękate kopuły. Między nimi widnieje portal wejściowy zwieńczony balustradą balkonu na pierwszym piętrze.

W pałacu urządzono sklepik z pamiątkami i wyrobami miejscowych rzemieślników. Są tu lniane obrusy (Dolny Śląsk ma kilkusetletnie tradycje tkackie) i przetwory owocowe z pałacowej kuchni – słoiczek z naklejką po polsku i niemiecku, z pokrywką owiniętą fikuśnie w kraciastą szmatkę, za 13 – 14 zł. Niemal całe piętro zajmuje wystawa pokazująca historię śląskich pałaców i losy rodziny von Küsterów. Klatkę schodową zdobią poroża – to nawiązanie do tradycji myśliwskich.

W tzw. dużym pałacu nikt jednak nie mieszka. Całe życie rodzinne i towarzyskie skupia się w klasycystycznym Domu Wdowy. Jest tu kameralna restauracja ze starym piecem i sztychami śląskich krajobrazów na ścianach, a na piętrze pokoje do wynajęcia.

W weekend ruch tu spory – przy stołach goście, gospodarze, ich pięcioro dzieci i pies labrador. Atmosfera jak w rodzinnym domu, a nie w hotelu. Żeby wszyscy byli zadowoleni, ruch reguluje zawsze uśmiechnięta Elisabeth von Küster. Jak sama przyznaje, większość mieszkańców hotelu to Niemcy. Ale wszyscy goście, niezależnie od tego, skąd przybyli, czują się tu dobrze, bo przyjmowani jak starzy znajomi.

Bajkowo nad Bobrem

Do pałacu w Łomnicy należy rozciągnięty wzdłuż Bobru dziewięciohektarowy park. Kilkanaście lat temu pasły się tu krowy i było wysypisko śmieci. Dzisiaj przywrócono terenowi właściwy charakter.

Z niewysokiej skarpy, na której stoi pałac, widać po drugiej stronie rzeki wytworny pałac Wojanów. Latem można przeprawić się do niego płaskodenną łodzią. Teraz brzegi są skute lodem, a środkiem płynie wartki, ciemny nurt. Trzeba nadłożyć trochę drogi – do najbliższego mostu jest kilkaset metrów. W głębokim śniegu, który przykrył alejki i trawniki, krzyżują się liczne tropy zwierząt. Najwięcej jest śladów saren. W tej sielankowej scenerii, z uniesionym dumnie ogonem bieży bażant. Dalej susami sadzi wiewiórka. Taki tu spokój i cisza, ciekawe, co wyrwało ją z zimowego snu?

Wojanów jest najmłodszym, jeśli tak można powiedzieć, dzieckiem Doliny Pałaców i Ogrodów. Został oddany po remoncie niecały rok temu. Na granatowym niebie odcina się jasna sylweta neogotyckiego zamku z czterema narożnymi strzelistymi wieżami. Wygląda bajkowo.

Basen w stodole, restauracja w stajni

Pałacowy park krajobrazowy zaprojektował słynny ogrodnik królewski Peter Joseph Lanné. Zatrudnił go sam król Fryderyk Wilhelm III.

Kiedy Prusy odebrały Habsburgom Śląsk, Karkonosze stały się najwyższymi górami tego jednego z najpotężniejszych państw ówczesnej Europy. A Śnieżka ze swoimi 1603 metrami wysokości n.p.m. stała się miejscem wypraw turystów i wręcz symboliczną górą dla niemieckich romantyków. Naturalnie nie obyło się bez wizyty w 1790 r. Johanna Wolfganga Goethego czy słynnego przyrodnika i podróżnika Alexandra Humboldta, który ocenił, iż widok na Karkonosze to jeden ze stu najpiękniejszych widoków na świecie.

Malownicza, urozmaicona wzgórzami, potokami i stawami okolica, odpowiadała nastrojom dziewiętnastowiecznych romantyków. Zachłysnęli się oni potęgą natury (Schiller pisał: „Natura jest nieskończenie podzielonym Bogiem”). Szukali krajobrazu idealnego, arkadii. Kogo było stać, kupował więc ziemię na letnią rezydencję i park. Fryderyk Wilhelm III w 1839 r. nabył Wojanów w prezencie ślubnym dla córki Luizy i jej męża, księcia Fryderyka Niderlandzkiego. Sam miał w niedalekich Mysłakowicach pałac w stylu neogotyku angielskiego, według projektu słynnego architekta Karla Friedricha Schinkla. Dzisiaj w pałacu mieści się szkoła podstawowa.

Architekt Wojanowa nadał budowli kształt neogotycki, ale zostawił jej frontowy renesansowy portal z wykutymi w kamieniu 16 herbami rodu von Zedlitz, w posiadaniu którego Wojanów znajdował się co najmniej od XIII do XVIII wieku. Przed pałacem, zamienionym dzisiaj na hotel, stoją ustawione w podkowę budynki folwarczne: w oficynie dla robotników dworskich urządzono pokoje hotelowe, w odtworzonej stodole umieszczono basen i spa, w oborze z XVIII-wiecznymi ceglanymi sklepieniami – salę konferencyjną, a w stajni – restaurację.

Nie wszystko błyszczy

Pałacom w Wojanowie i Łomnicy się poszczęściło. Odzyskały dawny blask. Nie można tego powiedzieć o odległym zaledwie o kilometr od nich pałacu w Bobrowie. Lekki, neorenesansowy, z ażurową klatką schodową budynek wygląda, jakby miał się zaraz rozpaść. W 1992 r. przeszedł w prywatne ręce, lecz najwyraźniej nowy właściciel nie daje sobie rady z kosztownym remontem. Jak twierdzą miejscowi, dwadzieścia lat temu pałac wyglądał lepiej niż teraz.

Kruchy pałac z czerwonej cegły otoczony jest wysokim, szarym, niemal więziennym murem. Jakby był średniowieczną twierdzą. Za murem kryją się zabudowania folwarczne, w części zamienione na schronisko młodzieżowe. Niewiele lepsza sytuacja panuje w Karpnikach, u podnóża Gór Sokolich. Właściciele najwyraźniej przeliczyli się z siłami – kupili spory zamek, lecz nie stać ich na jego renowację.

Do jego bramy prowadzi przerzucony nad wyschniętą, zarośniętą fosą, kamienny most. A przy drodze sterczy wielka żółta tablica: „Uwaga, roboty”. Lecz to nieprawdziwy komunikat, bo pałac nie jest remontowany i popada w ruinę. Na pierwszy rzut oka to klasyczny XIX-wieczny angielski neogotyk, taki jak np. w podpoznańskim Kórniku. Kwadratowa bryła obwiedziona attyką naśladującą blanki murów obronnych, okna obwiedzione geometrycznymi belkami naczółków, brama wjazdowa zamknięta łukiem tudorowskim. Jednak ta zewnętrzna sukienka jest myląca – spod odpadającego płatami tynku wyziera ceglany mur wskazujący na wcześniejsze pochodzenie budowli. Karpniki to bowiem dawna siedziba Schafgottschów, a później Zedlitzów. W 1822 r. odkupił je książę Wilhelm, brat króla Fryderyka Wilhelma III. Zamek pozostał w rękach potomków królewskiej rodziny do 1945 r. Otoczenie Karpnickiego zamku jest bardzo romantyczne – gęste zarośla podchodzą niemal pod same mury. Zimą zamek widać spoza gołych drzew w miarę wyraźnie, w lecie musi być zupełnie skryty za ścianą zieleni.

Mimo zapadającego zmierzchu w żadnym oknie nie pali się światło, brama prowadząca na dziedziniec zamknięta na głucho. Opuszczony pałac w zimowej szarówce to podwójnie przykry widok.

Adres hrabiego: ul. Robotnicza

Park karpnickiego pałacu miał połączenie aleją z pałacem w Bukowcu. Można było pójść na spacer, by odwiedzić sąsiadów i iść cały czas przez park – najpierw jeden, potem drugi.

Jadąc przez Bukowiec główną ulicą, Robotniczą, łatwo przeoczyć pałac. To budynek niepozorny. Kwadratowy, gładko otynkowany, mało urozmaicony architektonicznie. Inaczej prezentował się na rycinie z 1845 r., na której widać wdzięczny dwór klasycystyczny z urozmaiconą (boniowanie, lukarny, okiennice) fasadą.

Dlaczego warto jednak wybrać się do Bukowca? Dla parku. Wprawdzie w Dolinie Pałaców i Ogrodów parków nie brakuje, lecz ten w Bukowcu jest najważniejszy. Bukowiec miał swoje lata świetności pod koniec XVIII i na początku XIX wieku, kiedy to zawiadywał nim hrabia Friedrich Wilhelm von Reden, królewsko-pruski minister górnictwa. Hrabia w latach 1790 – 1800 przebudował dawny renesansowy dwór i otoczył go parkiem – pierwszym w Kotlinie Jeleniogórskiej romantycznym parkiem krajobrazowym. Pomysł parku von Reden przywiózł z Anglii, gdzie w modzie były wówczas sielskie, a zarazem tajemnicze i nasycone programem historycznym ogrody. Kopano sztuczne stawy, kanały, budowano mosty, groty, sadzono dęby, buki, jawory, klony, jesiony, wiązy, olchy, topole, wierzby. A wszystko tak, by wyglądało jak naturalne i tworzyło całość z otoczeniem. W wypadku Karkonoszy – by komponowało się ze wzgórzami, łąkami, głazami narzutowymi. Czasami też, by zadość uczynić rustykalności, wypasano w parkach owce czy krowy.

Ważne też były akcenty architektoniczne, najlepiej symbolizujące etapy rozwoju cywilizacyjnego człowieka. Pod tym względem park von Redena był wzorcowy. Znalazły się w nim grecka świątynia (dzisiaj zwana Herbaciarnią), ruiny rzymskiego amfiteatru, fragment średniowiecznego opactwa, ale także wieża widokowa, Latarnia Morska, Browar i Dom Rybaka. Część z tych obiektów się zachowała i właśnie odkrywanie ich w terenie jest dziś największą przyjemnością. Ale uwaga, park ma 120 ha! A do tego zdziczał i zarósł. Będziemy mieli zajęcie na cały dzień.

Restauracją parku w Bukowcu zamierza zająć się fundacja Dolina Pałaców i Ogrodów.

Koncerty w parku, galeria w oranżerii

Pięknym parkiem, tyle że odnowionym, poszczycić się też może pałac w Staniszowie. Naturalne pofałdowanie terenu, stawy, głazy narzutowe, stare dęby, świerki, buki, modrzewie, parkowe rzeźby i ławki czynią zeń najładniejszy park w całej dolinie. Nic dziwnego, jego dawny właściciel, hrabia Henryk XXXVIII von Reuss, rywalizował w urządzaniu otoczenia ze swym kuzynem von Redenem z Bukowca. Do parku von Reussa zaglądali w drodze na pobliską górę Witoszę kuracjusze z Cieplic pod Jelenią Górą. Przyjechała też zwabiona jego famą księżna Izabella Czartoryska. „Przyroda tu piękna – pisała – położenie zachwycające. Nic nie zostało zepsute i wszystko, co jest dziełem ręki ludzkiej, zdaje się być dziełem natury”.

Ruch turystyczny musiał cieszyć właścicieli Staniszowa, bo jedną ze specjalności majątku była produkcja likieru ziołowego Stonsdorfer. Co ciekawe, likier był tak znany, że po wojnie, gdy Niemcy utracili Kotlinę Jeleniogórską, jego produkcję przenieśli pod Hamburg. I tam powstaje on do dzisiaj jako „echt Stonsdorfer”, prawdziwie staniszowski.

Sam pałac staniszowski – pierwotnie późnobarokowy, ale zmieniany – nie imponuje architekturą. Ujmuje za to wnętrzami – oryginalną kamienną podłogą w hallu, ze smakiem urządzoną restauracją i pomysłowo umeblowanymi pokojami hotelowymi (według pór roku i miesięcy).

Tak jak Elisabeth von Küster z Łomnicy stawia na podtrzymywanie tradycyjnego ogrodnictwa, rolnictwa i rzemiosła, tak ambicją właścicieli Staniszowa, Agaty i Wacława Dzidów, jest stworzenie w pałacu centrum kulturalnego. Agata, z wykształcenia historyk sztuki, prowadzi w oranżerii galerię prac plastycznych dolnośląskich artystów, organizuje w pałacu wystawy i kameralne koncerty z cyklu Muzykalia Staniszowskie.

Jak okręt, który osiadł na górze

Prawie w żadnym z pałaców nie zachowały się dawne sprzęty. Zdarzało się, że tu i ówdzie odratowano elementy sztukaterii, spod farby olejnej wydobyto stolarkę lub spod tynku – dawne malowidła. Ale meble i ruchome wyposażenie zginęły. Tym cenniejsze jest to, co można zobaczyć w Paulinum.

Ta XIX-wieczna rezydencja naśladująca, w mniejszej skali, renesansowy niemiecki zamek powstała na przedmieściach Jeleniej Góry. Na Krzyżowej Górze, w miejscu, w którym w XVIII w. stała drewniana gospoda braciszków z zakonu jezuitów. Obecny budynek kształt zawdzięcza dwóm właścicielom – jeleniogórskiemu fabrykantowi Richardowi Kramstowi oraz magnatowi Oskarowi Caro, współwłaścicielowi Górnośląskiego Przedsiębiorstwa Przemysłu Żelaznego Kopalń i Hut. Pałac z potężną wieżą, przypominający nieco dumny okręt sunący wśród drzew, uniknął dewastacji, bo zaraz po wojnie służył kulturze – (mieściła się tu składnica dzieł sztuki odnalezionych na Dolnym Śląsku), a potem wojsku (kasyno oficerskie). Paulinum miało też epizod z Beatą Tyszkiewicz w roli głównej. Otóż znana aktorka mieszkała w Paulinum jako mała dziewczynka. Jej matka, Barbara, była wtedy kierownikiem tutejszego domu wypoczynku dla historyków sztuki i muzealników.

W 2002 r. Paulinum przeszło w ręce prywatne, mieści się tu teraz spory hotel z przestronną restauracją. Jednak to, co najcenniejsze, to piękna klatka schodowa z dębowymi schodami oraz kilka sal na parterze z mroczną, bo całą pokrytą dębową boazerią salą gdańską. Umeblowaną ciężkimi, bogato rzeźbionymi meblami gdańskimi – kredensami, stołami, krzesłami. W sali zachowały się też geometryczne witraże z lat 30. XX wieku, a na sklepieniu wykuszu – błyszczące złotem mozaiki. Z kolei w sali myśliwskiej zobaczymy na podłogach autentyczne kafle w stylu art deco, metalową ozdobną szafę przeznaczoną na broń myśliwską i wnękę do oprawiania ustrzelonych zwierząt z korytkiem w podłodze do odprowadzania krwi. Nie trzeba mieszkać w Paulinum, by to wszystko zobaczyć. – Chętnie pokazujemy turystom zabytkowe wnętrza, jesteśmy z nich dumni – mówi dyrektor pałacu Grażyna Kolarzyk. Z przypałacowego tarasu rozciąga się piękny widok na okoliczne wzgórza ze szczytem Śnieżki w tle.

Naszyjnik zapełnia się brylantami

Dawne pałace odżywają. Są jak oszlifowane diamenty, nanizane na jeden naszyjnik. Im więcej z nich odzyska blask, tym cenniejsza będzie ta kolia. Jeśli powiedzie się kolejnym właścicielom, za kilka lat Kotlina Jeleniogórska nie będzie kojarzyła się tylko z zimowym wypoczynkiem w Karpaczu czy letnimi wędrówkami w Karkonoszach, lecz również ze szlakiem pięknych, cennych i ciekawych pałaców i ogrodów. Już dziś warto jednak tam pojechać i przyjrzeć się, jak wszystko się zmienia.

[link widoczny dla zalogowanych]
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)